Featured

Piknik rodzinny - foto

Featured

Podziękowanie

Featured

Kości i ich opowieści

"Kości i ich opowieści - antropologia dla początkujących" to tytuł lekcji, w której wzięły udział klasy: 8a i 7a 

Archeolog i antropolog Pani Katarzyna Sobota-Liwoch wprowadziła nas w tajniki pracy archeologa. Zobaczyliśmy relację z wykopalisk, przypomnieliśmy sobie budowę szkieletu i nauczyliśmy się określać płeć i wiek szkieletu.

Pani archeolog zaprosiła nas do obejrzenia relacji z jej pracy na kanale Youtube pt. Archeolog w szpilkach.

Featured

Wiosna w bibliotece

W piątek uczniowie klasy Ib uczestniczyli w warsztatach w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sosnowcu. Tematem była wiosna, która na dobre już zagościła wśród nas. Dzięki zabawom
 i pracom uczniowie poznali wiosenne kwiaty,🌸 symbole wiosny, pokolorowali wiosenny krajobraz oraz rozbudzili zainteresowania otaczają przyrodą💪

Featured

Wycieczka do Rumunii

Za nami pierwszy dzień wycieczki. Jak Państwo pamiętają o 3 był wyjazd. I nawet sprawnie dojechaliśmy do granicy a nawet udało się nam zrobić postój na toaletę przed granicą. Potem wjechaliśmy w granice Słowacji. A tam...szok.. zawieja. I to jaka. Z lekką niepewnością spojrzałem na buty dzieciaków...Na szczęście Węgry przywitały nas pogodą pogodną i nawet praktycznie nie padało. I zaczęło się. Najpierw Zamek Korvina a przy okazji Stare Miasto. Tam był też czas na pizzę lub kołacze. Pychotki. Szkoda, że Państwo tego nie spróbowali... :). Potem szybkim krokiem na deptak w Budapeszcie. Czyli ulice Vaci. Tam drobne zakupy. Magnesy itp. Następnym przystankiem była bazylika św Stefana. I chóry kościelne... robiły wrażenie. Stamtąd do tradycyjnej restauracji węgierskiej. Na pierwsze zupa hanzi lavek. Gdybym nie wiedział tego to byłbym przekonany że zjadłem rosół. Na drugie danie Tokań. Czyli gulasz węgierski z galuszkami. Rewelacja. No i woda mineralna. I niestety z tej restauracji poszliśmy wybrzeżem do autokaru. A po drodze Budapeszt nocą. Zamek... Wzgórze Gellerta... Parlament... RewelacjaI w końcu autokar. Załadunek. Liczenie. I wyjazd...Aaaaaaaaaaa dobranoc...

Dzień drugi...Cóż...po opuszczeniu Budapesztu ruszyliśmy w kierunku Rumunii. Autokarem nocą... jakaś stacja po drodze... zęby...buzia... rączki umyte... strój na noc założony...I trzeba się było mościć do spania. Czasem ciężko. Wzrost nie służy czasem :). Po drodze odprawa na granicy z przyspieszonym biciem serca gdy jeden z chłopaków nie mógł znaleźć dowodu...uuuuuu. Ostatecznie poszło dalej. Ok 6.00 Sibin. Jeszcze godzinka na dospanie. I powoli wstajemy. Marsz do miasta. A tam... Śniadanie. Akurat był MacDonald. Przybyliśmy... zamówiliśmy... zjedliśmy. A sam Sybin? Taki mały Kraków. I dwa rynki i sukiennice.. i mury obronne...Ufff Barbakanu nie mają. Ale miasto przestronne...dużo sklepików..kawiarenek...kościół gotycki protestantów... W końcu do autokaru i jazda do Busteni. Z Sybinu ze słońcem...a do Busteni z deszczem... Hotel fajny :). Spore pokoje....z lodówką...TV...miłe łazienki...Szybko rozlokowanie. Prysznic i odpoczynek. No może za wyjątkiem tych co zmęczenie odczuwają z rzadka. I kolacja. Przystawka... główne danie...deser...uffff jak to zmieścić...Było bardzo dobre. Potem jeszcze nasiadowki w pokojach... rozmowy...herbata u niektórych...i odpoczynek. Łóżko to jednak łóżko.Aha po kolacji ogłoszenia parafialne były wygłoszone...o tym co w środę...Ale o tym szaSz.D.

mija dzień trzeci...
Dziś po wyspaniu się nareszcie w łóżku...super...(Niektórych trzeba było budzić)... śniadanko czyli szwedzki stół made im Romania (było pysznie...a jakie ciacha mniam mniam)...do autokaru i na Zamek Pelles. Udało nam się zaliczyć rumuńską kolejkę (do kasy) ale w końcu mogliśmy zobaczyć jak rumuńscy królowie sobie mieszkali)...a potem w drogę i na zamek w Rasznowie...i tu niespodzianka...W Rumunii remontują zamki...Taka sytuacja...(Jutro będziemy mieli inny do zwiedzania - świeżo po remoncie)...ale jakiś zamek trzeba było zwiedzić. To do Branu. A tam Zamek Draculi. Piękny gotycki zamek...wąskie korytarze...sala tortur...zestaw antywampiryczny...studnie bez dna...galeryjki... wieżyczki...ukryte przejścia (tak ukryte że nie można było ich znaleźć :))...Na koniec pamiątki i powrót do hotelu...
A tam już prawie była gotowa kolacja. Albo karkówka z puree albo udko z kurczaka (aaaaaa to dlatego w całym Busteni nikt nie gdacze...) z ryżem...w zasadzie z risotto. Na przystawkę była sałatka orientalna lub chlebek z avocado. I na deser sernik (z rodzynkami)...Potem ogłoszenia parafialne czyli co jutro będziemy robić i ... czas wolny... odpoczynek... przerywany niespodziewanymi wizytami wychowawców, którzy najwyraźniej nie mogą się bez nas obejść...

Dziś dzień czwarty naszej podróży. I zaczęło się tradycyjnie od pobudki...dziś nikt nie zaspał . Śniadanie jak wczoraj przedobre. Wszyscy zachwycali się świeżo wyciskamy sokiem z pomarańczy. I jak się okazało...byl ze świeżo otwartej butelki..... W końcu w drogę do Prejmeru i Braszowa. A tam (Prejmer) jedna z wyjątkowych budowli w Europie... Warowny Klasztor. Budowla niezwykła. Połączenie kościoła z zamkiem. Sam kościół robił wrażenie prostotą...a w połączeniu z warownią...nie da się opisać. Trzeba zobaczyć. Drewniane schodki ciągnące się od jednego pomieszczenia do drugiego...galeryjki i wszystko z tych starych czasów średniowiecza. Na msrgiy...gdy deski pod naszymi stopami skrzypiały...to lekko mroziło. Po klasztorze do Braszowa. Miasto typowo średniowieczne. Gdyby był cały dzień i nie padało to po wąskich uliczkach (dosłownie)...rynku...murach można by było chodzić godzinami. Ale i tak piękny rynek...Czarny Kościół (który już nie jest czarny)... Cerkiew św.Mikolaja...pierwsza szkoła z językiem rumuńskim z XVI wieku... Pięknie. Taki mały Kraków nr 2. Nawet sukiennice mają . Był czas na KFC... rumuńskie pączki... pamiątki...i w końcu... ostatni punkt programu. Market. I ściganie się między półkami...bo mamy 30 minut tylko. W sumie...to u nas jest to samo...tylko s innych opakowaniach . Bo to był... Carrefour. W strugach deszczu... uginając się pod ciężarem siatek wsiedliśmy do autokaru i powrót. Hotel... nareszcie. Krótka chwila odpoczynku i kolacja. Hummus czy pieczony bakłażan? Oto jest pytanie. W sumie remis. A danie główne...i tutaj historia dość ciekawa. 7 z nas wykazało się nieziemską odwagą wybierając tradycyjne rumuńskie Bulzu ( i nie pytajcie co to jest - to trzeba przeżyć. Bo cóż to za problem zjeść spaghetti. Sztuką jest zjeść Bulzu (tradycyjne rumuńskie danie). Cóż. Było dobre. Deser to pyszne ciasto jogurtowe. I cóż. Ogłoszenia parafialne. Informacje na jutro. I jutro po śniadaniu...w drogę powrotną do domu... powoli...

Dzień piąty dziś... właśnie mija...
A dziś z jednej strony skromnie...a z drugiej rewelacyjnie...
Rano pobudka... śniadanie... pakowanie... załadunek do autokaru i droga do Szigiszoary. Aaaaa śniadanie jak zawsze super. Kilka godzin...po drodze rewelacyjny krajobraz... łąki...owce...pola...owce...pola...owce...w końcu jedno z najstarszych miast w Rumunii. I szok. To średniowiecze... oczywiście z zabudowy. Jakby czas się zatrzymał. Wąskie uliczki...pod górę i w dół... bramy... podcienia...piękne kamieniczki pamiętające XIV wiek. Nie chciało się kończyć chodzić. Kramiki...sklepiki...a nad wejściem do toalety wiszą buty... dlaczego? Tego nie wie nikt. Z drugiej strony co powiesić nad wejściem do toalety?
Aaaaaaa szkoła w Szigiszoarze. Uczeń dosłownie ma pod górę. Żeby do niej dojść...to trzeba się nasapać... jedyne chyba takie dojście do szkoły w Europie. Zabytki miasta powalają. I oczywiście wszechobecny Dracula. Tu się urodził. W domu jego narodzin nawet jest komnata poświęcona księciu... ale akurat dziś go nie było.
Na obiad zjedliśmy tradycyjną rumuńską pizzę we włoskiej restauracji. Była pyszna. Obsługa bardzo miła. Zresztą nigdzie w Rumunii nie spotkaliśmy nieuprzejmych ludzi. Po obiedzie do autokaru...i właśnie kwitniemy...już jesteśmy na Węgrzech...była kontrola graniczna... I dziś nie było ogłoszeń parafialnych... dobranoc...

Dziś dzień szósty i ostatni...i podsumowanie:

I kolejny dzień...po nocnym przejeździe z przygodami do Bratysławy...ok 7.30 postawiliśmy stopy w kraju słowackim. I nawet można stwierdzić, że chodzi się tak samo jak w Polsce :-). Szybkim krokiem ruszyliśmy na Stary Rynek, po drodze mijając pomnik pierwszego prezydenta Czechosłowacji - Tomasza Masaryka. Akurat stał przed Muzeum Narodowym. Przypadkiem. Ale...ale...przecież po długiej podróży należy się śniadanie. I był MacDonald. Więc...Na co czekać? Przy pomocy naszego nieocenionego przewodnika Pana Tomka szybko złożyliśmy zamówienia i oddaliśmy się przyjemności szamania. I czego tam nie było... :-). Od tradycyjnej kanapki/tosta z szynką...serem...poprzez pankejki aż po frytki. Można? Można. No i potem marsz w kierunku właściwym. Najpierw Čumil - czyli kanalarz bratysławski. Następnie Pałac Prymasowski...Niebieski Kościół pw. św. Elżbiety. I jeszcze katedra bratysławska. A samo Stare Miasto...piękne, klimatyczne uliczki ciągnące się w górę i w dół...I w końcu obiad. W restauracji Pivnice u Kozla zjedliśmy Vyprážaný syr plnený šunkou. Pychota. I jeszcze pamiątki...sklepiki...ostatnie pieniądze wydane. I do autokaru. Powrót.
A dalej już wiecie...

Featured

Szachowy piątek w 2b

W miniony piątek uczniowie klasy 2b rozpoczęli przygotowania do klasowego turnieju szachowego zaplanowanego na czerwiec. Dla wielu z nich było to przypomnienie zasad, które już znali. Jednak były i takie osoby, które po raz pierwszy miały kontakt z prawdziwymi szachami. O korzyściach płynących z gry w szachy mówi się i pisze bardzo wiele. Sami uczniowie byli podekscytowani i dobrze się bawili. Przed klasą jeszcze cały miesiąc ćwiczeń, a potem już turniej♟️♟️♟️

Ciekawe ilu z nich zgłosi chęć udziału❓❓❓

 

Pedagog:

poniedziałek -

wtorek -

środa -

czwartek -

piątek -

 

Psycholog:

poniedziałek -

wtorek -

środa -

czwartek -

piątek -

 

Pielęgniarka:

poniedziałek -

wtorek -

środa -

czwartek -

piątek -

 

Biblioteka:

poniedziałek -

wtorek -

środa -

czwartek -

piątek -

Sekretariat:

poniedziałek - piątek - 7:30 - 15:30

Free Joomla! templates by Engine Templates