Noc i Paryż - Dzień II
...a gdzie to wczoraj skończyliśmy?
Aaaaa po obiadokolacji był powrót do hotelu...........
tzn miejsca gdzie śpimy.... Nawet szybko wszyscy zasnęli...
Oczywiście młodzież nie byłaby młodzieżą, gdyby sobie jeszcze nie chciała zrobić kilku rundek przed snem naokoło hotelu (tzn miejsca do spania) Prawda chłopaki?
Rano śniadanko. Same nowości: rogaliki, bagietki, miód, dżemik w dwóch smakach, jogurty, mus jabłkowy i oczywiście Nutella made on France. Do tego kawa, herbata, sok pomarańczowy i ruszyliśmy po zapakowaniu się do autokaru.
Kierunek Paryż.
I nareszcie Paryż... wow...Po drodze jeszcze szybki postój na stacji... wiadomo, kawa, MacDonald, toaleta dla każdego coś miłego, wysiadamy w centrum i z buta na Montmartre...
Po drodze Moulin Rouge... niektórzy tęsknie spoglądając mijali Czerwony Młyn, ale jak zobaczyliśmy schody na Sacre Coeur to dech zatrzymał się i nie chciał puścić. Marsz pod górkę. Krótkie informacje od Pana Tomka i 45 minut z wychowawcami na spacer i zakup pamiątek.
A było tego sporo...
Był czas na francuskie naleśniki z nutellą ...mniam mniam mniam...pychota... i do świątyni. I robi wrażenie, freski... witraże...ogrom... naprawdę. Po tej wizycie jeszcze na Plac Jeana Marais (kto pamięta Fantomasa? -ręka do góry będzie nagroda - magnesik z Paryża)...czyli plac artystów, malarzy...
Pyszna kawa też była i do bistro.
I nie zgadniecie
W centrum Paryża Castorama wbita między uliczki i domy. Da się? Da się. Tam ulubiony lunch i znowu kulinarne szaleństwo... Chicken...Rice... Fish... Steak... Vege Burger...itd itd...No głodni nie byliśmy...i do autokaru. Godzina przejazdu do hotelu. Po drodze rondo de Gaulle'a. Myślicie, że rondo w Będzinie to wyzwanie? Ha ha ha.
To spróbujcie tutaj.
I nasze apartamenty w końcu... Nie do końca hotel przygotował się na nasz przyjazd, ale co kraj to obyczaj. Dzięki męstwu Pana Tomka wszyscy w końcu mogli zalec w pokojach
A teraz przed nami noc...
Dobranoc
Ach Paryż... Paryż...
Zaczęło się tradycyjnie.. od śniadanka...Jakby ktoś pytał to croissanty dalej się nie odnalazły, ale reszta ok
Pakowanko do autokaru i do centrum miasta
Najpierw Łuk Triumfalny. No robiiiiii wrażenie
Duży. Nawet bardzo. Wręcz olbrzymi. Na murach miejsca bitew, nazwiska generałów, marszałków.
A nad wszystkim On. Napoleon. Jego duch unosił się wśród tych murów.
Następnie przez Pola Elizejskie w kierunku Placu Concorde. Po drodze...Pałac Guido Donnersmarcka. Tak. Tego samego co w Zabrzu miał kopalnie Guido. Świat jest mały. Plac przeogromny. W centralnym punkcie trochę Egiptu. Obelisk z hieroglifami. Dar. Egiptu dla Francji.
A i to nie wszystko. Dalszy marsz zaprowadził nas na Plac Vendome i widzieliśmy kościół gdzie pochowano Chopina (taki kompozytor). I słynna Galeria La Fayette. Z pięknym punktem widokowym na cały Paryż. No i kawa
Przed nami był najważniejszy punkt dnia- Katedra Notre Dame. Kilka lat temu by nie było takiej opcji... spłonęła częściowo. Teraz odbudowana zapraszała do siebie, by poczuć klimat XIII wieku. Genialny przykład gotyku. Po zbiórce pod pomnikiem Karola Wielkiego nadszedł czas na pamiątki. Czyli Dzielnica Łacińska. I były pamiątki... creepsy z nutellą oczywiście...a na koniec dnia rewelacja. Flunch. I jak zawsze rarytasy. Chicken...Vege...Fish...Steak...ale dodatkowo szpinak. Aha. Kogo spotkaliśmy we Flunchu? Polskie wycieczki
I do autokaru. Szybko do hotelu. I wprawdzie to znowu Premiere Classe, ale jakże inny. Jakby nie ta sieć...
Ale potem do spania, szybka pobudka o 6.45 i śniadanie. I Paryż ostatni raz...
Miłego dnia
Pozdrawiamy serdecznie
Bo żegnaliśmy Paryż...a dzień był pełen wrażeń...
Rano po spanku i śniadanku do autokaru i do centrum... aha... ktoś zaspał...ktoś zostawił kartę w pokoju... zgadnijcie... Wieża Eiffla. Najpierw zdjęcia z Trocadero...wyszły super, a potem pod wieżę. Francuzom się niezbyt spieszyło. Teoretycznie otwarta od 9...w praktyce 9.15... cóż...Francuzi...ale reszta poszła sprawnie. Pan Tomek powiedział, że nigdy tak szybko... żadna jego grupa nie weszła na wieżę. 45 minut. A kiedyś czekał 3 godziny. Widoki z wieży to trzeba zobaczyć. Tego się opisać nie da. Po wieży poszliśmy do Pałacu Inwalidów. Grobowiec Napoleona. I kto powie, że był większy człowiek w historii? Kto ma równie wielkie grobowiec? No..sorry. Robi wrażenie. I potem z buta do Muzeum perfum. Zapachy uderzały od wejścia.
Miły Pan przewodnik...mówił w naszym języku. Szok Z akcentem, ale mówił. I super oprowadzał. Potem tradycyjne zakupy dla mamusi...dla tatusia...i kto tam wie dla kogo jeszcze. I do muzeum d'Orsay. Impresjoniści. Szybkie zwiedzanie dla chętnych i jeszcze do Dzielnicy Łacińskiej na ostatnie zakupy... pamiątki...i obiad. Ale z okazji wyjazdu...na zakończenie obiad
w grecko-francuskiej restauracji. Albo zupa cebulowa...albo quiche (kto wie co to)...potem albo burger (tradycyjnie greckie danie)...albo... spaghetti bolognese. Na deser lody i do autokaru...a przed nami droga daleka...ufff...resztę odpowiemy wieczorem 💪😊
#wycieczkowo
#francja
Dobrý ráno
Tak jest. Od wczoraj już w Czechach. Praga
Ale...ale... najpierw trzeba było dojechać tutaj. Ok 20 start z Paryża. Po drodze duuuuużżżaaaaa stacja benzynowa. Duża toaleta. Tzn dużo miejsca. Przebranko na spanko i w drogę. I o dziwo...jak zasnęliśmy...to się obudziliśmy już w Czechach.
O 6.30 autokar już przypominał Sukiennice w Krakowie. Taki gwar. Ale jeszcze śniadanie było po drodze. Duży postój. Mycie ząbków i przebranie na podróż i spacer po Pradze. Śniadanie...w Macu. Ale powiem Wam, że obsługa czeredy 58 głodomorów to nie w kij dmuchał. Nie wiem jak Panie Liily i Jarmila to zrobiły...bo to był prawdziwie Czeski film. Takie rzeczy tylko w Czechach.
I w końcu Praga. Marsz w dół. Od Strahova.
Zamek Królewski... Klasztor Norbertanów... Katedra...Sala Władysława (tam konie jeździły...noooo)...okno z którego ktoś tam kogoś wyrzucił... hihihi... kiedyś...tam...ale spadł na.....na nawóz i nic mu się nie stało. I potem jeszcze na Mala Strana. Tam pamiątki...chwila odpoczynku...i marsz na obiad. I już nie flunch...nie francuskie smaki. Kotlet z kurczaka...ziemniaki... surówka i rosół. I napój. Przy okazji była lekcja savoir vivre. Bo przecież czapkę w restauracji trzeba zdjąć... telefon schować i nie grać podczas posiłku...prawda??. I wreszcie po obiedzie marsz do hotelu. Dość długi. Ale finał - rewelacja. Hotel na wodzie... super kabiny... duże... łazienki... lodówka (pusta). Po prostu wypasik. Szkoda, że tylko na jedną noc. Ale nie ma co narzekać. Na finał mamy super warunki. Nikt nie zauważył, że TV nie ma...
Ok. To tyle...
P.S. A jakby ktoś myślał, że w Pradze mniej ludzi niż w Paryżu...to się myli
Miłego dzionka
I nadszedł czas pożegnania...
Dziś powrót...ale zanim to dużo się wydarzyło...
Najpierw po głębokim śnie rano czekało na Nas pyszne śniadanie...czego tam nie było...
no tego czego nie było w Paryżu...plus to co w Paryżu było. Mniam mniam mniam...
Następnie bagaże do autokaru i ... niespodzianka... rejs po Wełtawie. Wszyscy byli w szoku. Rewelacja. Oglądać Pragę z rzeki... patrzeć na Hradczany...Stare Miasto... pięknie. W końcu, gdy skończyła się marynarska przygoda do Starego Miasta. Najpierw w dzielnicy Żydowskiej.
Stara Synagoga i legenda o Golemie.
Spider Man i Batman mogą się schować.
Po przejściu przez Józefów do Mostu Karola. Piękny, kamienny most z XIV wieku. Bramy wjazdowe, posągi... ..Wełtawa płynąca pod kamieniem mostu. I wreszcie do Ratusza i Rynku. Zegar w Ratuszu, legendy o zegarze...trydelniki... piękne budowle i uliczki...jedna piękniejsza od drugiej. Tu trzeba być. Jeszcze skok obok najstarszego Uniwersytetu w tej części Europy... najstarsza galeria handlowa w Pradze - Lucerna.
Z rewelacyjną rzeźbą Karola IV (autorstwa Czernego...czyli nie taka zwykła)...i na koniec Plac Wacława (Święty a jakże... założyciela Czech)
i obiad. Kotlecik w sosie śmietanowo-serowym i do autokaru.
Niespodziewanie po drodze zwiedziliśmy jeszcze Dworzec Główny w Pradze i w drogę...
do Sosnowca...
Koniec...
#belgia
#francja
#czechy
#wycieczkowo